Seria, która przeszła przez piekło. Przyglądamy się historii DOOM-a
Doom to legendarna seria, która wyznaczała nowe standardy w FPS-ach. Jednak jej historia nie jest usłana różami i nie mówię tutaj o kwestii fabularnej.
Zaczęło się niewinnie
id Software to studio, które powstało w Mesquite w Teksasie w 1991 roku. Wiedzieliście, że nazwa firmy jest nawiązaniem do id, jednej z trzech freudowskich struktur osobowości? Taka tam ciekawostka, ale wróćmy do gier. To właśnie dzięki ich pracy zobaczyliśmy takie gry jak Wolfenstein, Quake oraz właśnie Doom. Bohater naszego tekstu powstał w 1993 roku. I okazał się kurą znoszącą złote jajka!
Niezwykły FPS z marszu zdobył ogromną sympatię graczy. Sama fabuła nie była zbyt odkrywcza — samotny żołnierz wysłany za karę na Marsa strzela do demonów. Te pojawiły się przez naukowców (a jakże!), którzy próbowali opracować technologię do podróży między wymiarami. Wrota co prawda otwarli, ale do samego piekła z którego wesoło wymaszerowały rogate maszkary. Jednakże historia była tylko pretekstem do użycia broni palnej, albowiem rozgrywka była pełna akcji, krwi i brutalności. I dlatego gracze ją tak pokochali. Rok później dostaliśmy Doom II, który był bezpośrednią kontynuacją pierwszej części. Niewiele się zmieniło od strony mechaniki, dodano parę nowych broni czy przeciwników. Bezimienny Marines znów musiał zabijać tonami piekielne hordy, jednak tym razem na rodzinnej Ziemi.
Okazało się jednak, że strzelanie do demonów budzi większe kontrowersje niż używanie ołowiu przeciwko nazistom. Rozpoczęła się wojna, ale niekoniecznie pomiędzy Doomslayerem i pomiotami ognistego wymiaru.
Doom namawia do przemocy oraz do oddawania czci szatanowi
Wolfenstein wzbudził spore kontrowersje, ale nie było to tak głośnie jak w przypadku wydanego rok później Dooma. Gra wyglądała lepiej od przygód agenta Blazkowicza i przez to sprawiała wrażenie bardziej realistycznej. W 1992 roku miało premierę także Mortal Kombat. Te dwie produkcje spowodowały, że rozpoczęto masową debatę na temat brutalności oraz przemocy w grach wideo. Amerykańscy politycy zarzucali całe zło wśród nastolatków właśnie grom wideo i „wesołemu zabijaniu ludzików na ekranie”. Z kolei duchowni zarzucali Doomowi, że ten namawia do wyznawania szatana i oddawanie czci pomiotom piekielnym (chyba nie do końca ogarniali tematykę gry). Dyskusja trwała latami, ale w 1999 roku stało się coś przerażającego.

Masakra w Columbine High School dostarczyła ogromu argumentów przeciwnikom gier wideo. Okazało się, że zamachowcy Eric Harris i Dylan Klebold byli zapalonymi graczami Dooma. Harris w szczególności ubóstwiał te grę i niejednokrotnie wspominał ją w swoim prywatnym dzienniku. Tworzył także do niej nowe poziomy oraz udostępniał je w sieci, razem ze swoimi pełnymi nienawiści przemyśleniami. Twórcy Dooma musieli odpierać zarzuty, że ich gra zachęciła chłopaków do zamordowania 17 osób, niektórzy posuwali się nawet to twierdzeń, że to wyłącznie ich wina i także powinni odpowiadać za masakrę.
Pomimo, że w wyniku śledztwa u obu nieletnich zamachowców potwierdzono liczne problemy psychiczne, wciąż znajdują się przeciwnicy gier wideo, którzy upatrują w Doomie całą winę za straszliwą masakrę w szkole.
Jednak pomimo kontrowersji, seria wciąż utrzymywała się na rynku, gromadząc kolejne rzesze fanów, którzy dyskutowali w sieci na temat rozgrywki i tworzyli nowe mapy. Doom stał się klasykiem i do dziś gracze szukają najdziwniejszych sprzętów na których można odpalić 17-letnią grę:
Nowy oddech dla serii
W 2004 roku doczekaliśmy się Dooma 3, na początku 2005 roku otrzymał on rozszerzenie Doom 3: Resurrection of Evil. Zmieniono podejście do rozgrywki, mocniej stawiając na elementy horroru niż wyłącznie na walkę z zastępami pomiotów z piekła. Gra okazała się dużym sukcesem, jednakże nie wszystkim spodobało się spowolnienie całej akcji.
Gra sprzedała się w sporym nakładzie (1,5 miliona sztuk), ale po wydaniu Quake 4 w 2005 roku firma trochę zaniemogła jeśli chodzi o produkcję kolejnych tytułów. Ostatecznie 24 czerwca 2009 roku id Software zostało zakupione przez amerykańskiego wydawcę gier ZeniMax Media.
I 2016 roku dostaliśmy to:
Fani i gracze oszaleli. Gra zebrała fenomenalnie dobre oceny, a wesoła rozwałka przypadła do gustu wszystkim, którzy tęsknili do masowego likwidowania demonów. Szeroki wybór broni, masa przeciwników na ekranie i świetny soundtrack. Do tego ogrom nawiązań do popkultury oraz do oryginalnego Dooma. Czy mogło być jeszcze lepiej? Cóż… Bethesda dała mocną odpowiedź w 2020 roku:
Jeszcze więcej tego samego za co pokochali gracze Dooma. Nowe narzędzia zniszczenia, mocny, metalowy soundtrack i wciągająca rozgrywka. Po raz kolejny 17-letnia seria przyćmiła konkurentów i wróciła w blasku chwały. Pomimo kontrowersji sprzed lat, nowy wydawca ani myślał rezygnować z brutalności. Wyrywamy demonom oczy, łamiemy im karki a czerwona posoka wylewa się hektolitrami.
Jak prezentuje się przyszłość serii? Jeśli Bethesda wciąż będzie stawiała na jakość to nie ma się czego obawiać!
